Snuję się, odbijam jak piłka, jak kauczuk, jak cisza od ścian, jak echo, jak sny, jak marzenia, uderzam, od ściany do ściany, jak miotana wiatrem, jak słowami, jestem trzciną, wyrosłam tam gdzie nie jest moje miejsce, a wiatr tańczy ze mną walca przy stole w ogrodzie, kaczki mi śpiewają co wiosnę, pieśni radosne.
Chciałabym zatonąć, wgnieść się, wlepić w asfalt, przyszedłby później pan w pomarańczowym uniformie i namalował mi na ciele białe paski. Płynęłam, obijałam się od krawężnika normalności, na bruku własnych nerwów, po trawy nieprzytomności, lekko uchylone usta, puste oczy, każdy tir, który postanowił najechać moje stopy rozsiewał moje włosy jak nasiona, w nadziei, że zaszyję mi dziurę w głowie zielonym niebem traw. Nie brałam tego do siebie, całkiem lubię jeść swoje włosy, smakują jak trociny, fajnie, nie?
Powracając, płynęłam tak sobie i rozważałam lekki poślizg na bruku, nie wiedziałam jeszcze tylko w którą stronę, w stronę normalności, czy nieprzytomności. Oczywiście mogłabym wpaść pod rzeczywistość, ale po co? Zbyt wiele we mnie eskapizmu.
Chciałabym nie musieć nic, chciałabym leżeć na tej zimnej podłodze, ówcześnie znajdując litrowy słoik, wzięłabym skalpel i wycięła sobie dziurę, tuż za uchem, wyciągnęłabym ze środka mózg, wsadziła go do słoja, zasypała solą i zakręciła, czekając aż urośnie w siłę, bo na daną chwilę zaprzestał, zastał się w działaniu, cofnął się. Czekałabym, aż echo rozniesie pukanie w drzwi i okna i śmiałabym się do siebie jak wariatka, jak osoba, którą jestem. Śpiewałabym sobie cicho piosenki, nuciła, wybijając rytm dużym palcem u stopy.
BYŁ CZAS PRZESZŁY, BYŁO PRZYPUSZCZENIE, MOŻE JEDNAK PRZEŁAMAĆ ZASADĘ O NIEDOPUSZCZANIU RZECZYWISTOŚCI?
Więc, rzeczywistość jest taka, że właśnie uderzam głową o ścianę i urozmaicam muzykę o soczyste ‘kurwa’ , która wprawia w drżenie moje gardło.
Wiem co by mnie uratowało, wiem co by było moim kołem ratunkowym, mimo tego, że mam ochotę siedzieć sama i nieprzerwanie drążyć dziury w ścianach, jestem paradoksem. Błagam o cholerny spokój, błagam o to by mnie zostawiono i pozwolono, bym dopełniła los Małgorzaty z dłońmi wypchanymi żółtymi kwiatami. Ale podświadomie, jak ona, pragnę ratunku, pragnę tej ręki, która mnie pochwyci i uratuje.
Ale nie śmiem prosić, jestem na to zbyt dumna, zbyt krucha.
Większej ciszy nikt nie słyszał.
usilnie szukam rozmowy, dobrze, że mam podobne problemy i zainteresowania, dzięki temu dobrze mi się ze sobą rozmawia.
"Pamiętaj: kiedy znów zdziczeję,
Odrzyj mnie z wichrów i ugłaskaj! ”
Odrzyj mnie z wichrów i ugłaskaj! ”
— Tuwim