I tak puszczasz. Co z tego, że na chwilę, co z tego, że wrócisz? Gdy ja czuję się jakby odebrano mi całą siłę, całe moje słońce. Trzęsę się, a setki nowych twarzy, układających się później w senne banialuki, pchają się na mnie, popychają, depczą.
Jedyne czego chcę, to tej ciepłej dłoni, która znowu mnie poprowadzi.
Miałam wtedy siedem lat i po raz pierwszy szłam do szkoły.
Dzisiaj jestem już duża, jasne, potykam się jak gówniarz, ale nie możesz całe życie prowadzić mnie za rękę. Przecież wiesz, że i tak wreszcie postawię na swoim, może nie dziś, ale jutro.
Musisz mnie puścić, nie możesz wiecznie przywiązywać do gniazda, licząc na to, że uchronisz mnie przed wszystkimi swoimi błędami.
Jestem wariatką tylko w połowie, wiem co robię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz