Obserwatorzy

sobota, 4 czerwca 2011

rzuć wszystko i chodź się całować.

Gdy nastaje czas spieczonych pleców, rozpuszczonych lodów, pogryzionych łydek, leniwych dni, urywanych telefonów, długich wieczorów, krótkich nocy, mokrych ręczników, błota w klapkach, piwa chłodzonego w rzece, papierosów klejących się do palców, sukienek w kwiatki i ognisk, niezbyt wiele można w takim czasie traktować poważnie. Nie można myśleć, że to tu i teraz jest takie prawdziwe.
Czasami łapię się na tym ,że mam lat sześćdziesiąt pięć, trzymam swoje zęby w szklance z formaliną i  nucę sobie co rano do wtóru radio maryja, że szukam kogoś kto mi przetrze balkonik z potu (czy starzy ludzie w ogóle się pocą?) i wymuruje godną mogiłę. Czyżby nastał czas chwil ulotnych i pustych, takich z których nie można oczekiwać choć źdźbła ciepła? Nie lubię zimnych rzeczy, jednak dzisiaj mi nie przeszkadzają. Raczej bawię się swoją pustką i tym, że brak mi baterii i funduszu na nowe. Brak mi zdrowia, by pójść i je zakupić. Brak mi czasu, by odbyć tą podróż. Brak mi chęci, by się za to zabrać.
Moja młodość jest na tyle ulotna, że muszę ją poskładać z części niespójnych, zagubionych i brudnych. Muszę zdobyć siłę by kupić ściereczkę, która zbierze doszczętnie cały kurz i syf, wciągnie go do środka, weżre i pozwoli zapomnieć, że kiedykolwiek istniał.
Czuję jak rodzi się we mnie nowe życie, jak kiełkuje i śpiewa mi pieśni radosne, możliwe, że po prostu poczułam gołąbki babci, które postanowiłam pochłonąć o 22:38, aczkolwiek mam jednak nadzieję, że to nowe siły, które uderzają mnie po plecach i mruczą, że wszystko będzie inne.
Że noce przestaną dłużyć się, że śmiech nie będzie brzmiał jak oskarżenie i że wreszcie dopadnie Cię zrozumienie, że pochłoniesz, zjesz jak gdyby nigdy nic to co ja pochłonęłam dzisiaj siedząc na metalowym pręcie sterczącym przy drodze.
Nie mogę oczekiwać tego czego nigdy sama bym nie mogła komuś dać. Nie mogę wymagać, krzyczeć, muszę wyrównywać, na szalce wyważać i doskonale układać, tak by ciąg był spójny i rosnący. Malejące ciągi są do niczego, zawsze boję się, że w pewnej chwili znikną. Gdy spadają poniżej zera, to trzęsę się z zimna, mówiłam, że nie lubię ujemnych temperatur, moje grzejniki mają kiepską możliwość termoregulacji, są ustawione na stałe, bez względu na temperaturę otoczenia. Nie zmieniam ich pod tym względem, jednak to cholerne środowisko postanawia ze mnie kpić i oziębia się, płonie, oziębia, płonie na zmianę. Mi czasami to nie przeszkadza, bo dostosowuje się do swoich grzejników, jednak nastają dni, że knykcie kostnieją mi z zimna.
Nie wiem co wydarzy się dnia jutrzejszego, jak wysoko się wdrapię, bądź jak nisko spadnę, co zrobię i nad czym się zatrzymam, tym bardziej nie wiem co zrobię za 48 dni, za sto tysięcy jednakowych chwil, za miliony sekund pełnych śmiechu. Jeśli przeznaczenie mnie zrzuci na ziemię, wprost w objęcia aniołów to w nich utonę i odlecę z nim, jeśli jednak ówcześnie anioły wydrapią mi oczy, bądź pozwolą ze sobą spłonąć to im się oddam.



















"facet, który chce być ze swoją dziewczyną, po prostu z nią jest. nawet, jak się boi, nawet, jak jego mama/siostra/babcia/ciotka jej nie lubią, nawet jak robi aplikację/trzeci kierunek studiów lub doktorat albo jedzie na misję do Afryki, nawet, jak ma naprawdę dużo pracy i naprawdę mało pieniędzy."







Kończę się w Twoich oczach.

— Rafał Wojaczek - Umiem być ciszą








1 komentarz:

  1. być może masz rację, że za dużo oczekujemy. ale czasem chyba trzeba czegoś od nich wymagać, bo jeśli dajesz im wolną rękę to robią co chcą i nie zwracają uwagi na Ciebie. chociaż jeśli facet naprawdę kocha dziewczynę to nie wszystkie oczekiwania nie mają znaczenia. dziwnie jesteśmy stworzeni.

    masz naprawdę dobry tekst. facet powinien być z dzieczyną, którą kocha, która mu się podoba, na której mu zależy a nie przejmować się opinią kolegów. koledzy kiedyś go zostawią, wiecznie nie będą a po jakimś czasie zostaje sam i wolność której pragnął okaże się jego wrogiem.

    OdpowiedzUsuń