Obserwatorzy

sobota, 26 marca 2011

you said no flowers

paznokcie mam w kolorze fiołków, gwałtownych jak wiosna, jak sny, miłe słowa.
usta jakbym gryzła  Cię przez pół nocy, pościeliłam łóżko.
Odkurzyłam nawet te myśli walające się bez sensu po podłodze.
Ogoliłam nogi, utopiłam je w balsamie, pachnę jak masło kakaowe.
Moje ciało pełne jest drgawek i małych gąsek dreptających po moich łokciach.
Urojenia, urojenia, to wcale nie katastrofa lotnicza, gdzie wystarczy tylko iskra, to gwiazda, która spełnia ciągle to jedno życzenie, szeptane za każdym razem. To nie nocna zmara siedząca na balustradzie i machająca nogami do rytmu The fat lady of Limbourg, tylko gruby kot, który poślizgnął się na ówcześnie wypolerowanej podłodze i zjechał po wszystkich schodach uderzając się w ogon.
To nie rak, wcale a wcale, ten co zjada moje wnętrzności, to tylko wyrzuty sumienia. Ach, nie. Nie moje.
Mam ochotę by stać się zegarem. Godzina dziewiąta wystarczy, ale łydki kiedyś wskażą osiemnastą, muszą.
Leże na podłodze, z myślami w dłoniach, żongluje nimi a stańczyk wyśmiewa się ze mnie wyglądając na mnie zza szafy, bo przecież mam tylko dwie ręce.
Marze o niebieskiej żyłce i tym piachu, który w niej się zatapia, który wpada i wypada na przestworza moich myśli, a tak naprawdę okala moje łydki, okalecza moje łydki, o! kaleka! usiadłabym na nim i poszukała fosforyzujących łabędzi, bo nie mam co robić z białym pieczywem, którego przecież nie jem.
Na słowo krótko ważone, a trafne i na chwilę zapomnienia przypiekając sobie plecy od niegrzejnika.
Mam urojenia, dzielę to wszystko na dwa. 
Mogę Tobie dzisiaj tylko o tym napisać.



sama nie wiem o czym chciałam napisać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz