Obserwatorzy

wtorek, 15 marca 2011

szczęście

życie jest pełne powodów, dla których warto wstawać rano z łóżka, tańczyć, oralnie pieścić się słowami, wyjęzyczać, wylizywać, wysysać sok ze słów, które smakują malinami i ciepłym oddechem ,zapadać w bezduszne ulice i grzeszyć rzekami euforii, która uderza z przeogromną siłą w falochrony naszych zdarzeń i myśli.
powodem może być głęboki wdech, gdy ciepły wiatr pieści łopatki, otula, przytula, mogą być konstelacje osuwające się nam na głowę, bądź drobne, zamierzone oniryzmy wypływające z cudzych, lecz swoich, własnych, przywłaszczonych, zabranych ust.

powodów trzeba szukać, same nie leżą na drodze z nadzieją na chciwe ręce i na otrząśnięcie się z wszechobecnego marazmu. Czy normalne jest to, że? Nie, nie jest normalne, to że.
Samoistne, podświadome nie szukanie powodów, jest główną w szeregu cech przeciętnych przeciętnego. Odpycha, zsuwa się w dół i codziennie rano opuszcza już opuszczone ciężkie, siwe, szare, fioletowe, purpurowe, burgundowe, grynszpanowe powieki, które tak naprawdę są dziś w kolorze indygo.
Codzienny skok w nicość doprowadza mnie do pasji, do poplątania dróg mojego oddechu, nie przepuszcza przeze mnie powietrza, błagam.

Nie potrafię zrozumieć, dlaczego, gdy upadamy, większość się nie podnosi, nie chce się podnieść, opada w leciutki puch nicości, gdzie promyki słońca walczą z oknami zabitymi deskami, gdy jeden niewinny wciska swój palec w drobną szparę, zostaje odcięty ciężkim nożem kuchennym. Czemu tak wiele z nas zadowala się miernością, woli widok krwi na swoich ramionach i deskach, kryjących okno, niż radość łechtającą całe ciało, która będzie podłączona do serca, jak płód pępowiną, czemu odcinają też właśnie tą pępowinę, tym samym ciężkim nożem?
Mam dziś serce pojemne jak przedwojenna wanna, jak śpiewa Pani N., mam dziś nozdrza pełne fiołków, a uszy wykąpane w muzyce, pozwalam się penetrować słońcu, które dziś nie świeci, bo jest we mnie, ukradłam, uwięziłam je, zbiczowałam i związałam, później ukryłam w piwnicy swoich myśli, nie wypuszczę go, by wielu z was ucinało mu kolejne palce, nie wypuszczę, bo wyrwie moje wnętrzności i rozniesie je po salonach i kroplach potu na twarzach urojonych myślicieli i intelektualistów, którzy każdego dnia rano zjadają podręczniki na śniadanie, by móc zabłysnąć w każdej chwili przed swoimi równie spoconymi kopiami, które zioną codziennie wczorajszym etanolem, bo zupa była za słona a ona znowu przytyła.

Ja co wieczór wypełniam wannę przyśnieniami, które wypełniają mnie całą, bo gdy oblepię się nimi , wypijam je do cna oblizując przy tym wargi, barwy fiołków, bo przyśnienia farbują, więc wkładam głowę do pralki, dolewam wybielacza, by nikt nie wiedział, że skradam wszystkie oniryzmy jakie unoszą się na obłokach szarego dymu z okolicznych fabryk.
Muszę iść do kardiologa, bo dym który wkrada się w przyśnieniach powoduje moją arytmie i szumy w uszach, ale jest wart prób smaku, bo fiołki dają duszę.

Zjedzmy je wszystkie, bądźmy tymi, którzy unoszą się ponad drobnoustroje trawiące dzisiejsze społeczeństwo, gdy czerniak nie ostrzega przed promieniami, a schizofreniczne odbijanie się jak drobna piłeczka od jednej ściany do drugiej to całkowita codzienność. Wynieśmy się nad piedestały i śmiejmy się z nich, bo gdy upadają to pęka asfalt, a krokodyle odgryzają im głowy.
Lećmy, bo wciąż fruwam, unoszę się na powierzchni idealnie wyprofilowanego wzorca  Twoich przykładnych warg, które lekko chcę trącać nosem co wieczór, gdy będę oddychać Tobą i drewnem, które będzie się skrzyć w kominku jak wczorajsze sny, którymi będziemy się raczyć na śniadanie, by dać podłoże na sny dzisiejsze. 


1 komentarz:

  1. Nie wiem co się dzieje, przy mnie jest jeden a mysle o drugim. Dlaczego zawsze chcemy tych ktorych nie mozemy? To chore.

    Co jak co, ale maja akurat nie chce, ta cholerna matura mnie przeraza.

    OdpowiedzUsuń