Obserwatorzy

piątek, 11 lutego 2011

kurwizm totalny

Wstępnie, pozdrawiam siebie z tego miejsca za moją rozwijającą się lekomanię, za zgubienie psa na cholernym spacerze i za mój stan podgorączkowy, który sprawia, że wyglądam jak matrioszka. Don't worry, be happy!


Dzisiaj przypomniałam sobie, że nadal jest kilka takich miejsc, gdzie spokojnie można zachłysnąć się powietrzem, mimo niezliczonych skaz na życiu powszechnym. Trzy-godzinne spacery, papierosy, myśli, oni, wszystko, sprawia, że nie posiadam się ze szczęścia, że mam tak wiele, równocześnie mając tak niewiele.

Chciałam napisać o zatraceniu siebie, w sposób sprzeczny- niemoralny i w sposób nienormalny.
Bardziej interesuje mnie niemoralność, mimo że każdy swoje zasady mieć musi, chwila zatracenia zawsze lepiej wygląda jako dłuższa chwila, trwająca godzinę, trzy, miesiąc, rok, niż chwila jako chwila, jako pojęcie odpowiednie nazwie, jako coś na minut sześć, czy tam kurwa jedenaście, jak to znawca Paulo Coelho twierdzi. Dla mnie prędzej jest to minut dwadzieścia sześć bądź jedyne sześć, obok jedenastu nawet kolejka jest pusta.
Kim jest ktoś kto oddaje siebie za chwilę przyjemności? Jak powiem, że zwykłą kurwą zostanę rzucona hieną na pożarcie, ale nie powiem, nie dlatego, że boję się hien, ale dlatego, że tak nie myślę. Nie mówię dziś o niskim szczeblu narożnic, ani o cielesności, dziś boli mnie głowa. Ile razy każdy z nas klęka na kolana, dla chwili połechtania, poklepania i  wyjęzyczenia słowami, spojrzeniami i parchami? Miliony razy poniżamy się w myślach i w słowach, przytakujemy, gdy nasza głowa kręci się sama na 'nie', byle tylko móc dłużej dzisiaj zostać, dostać te trzy dni, cztery, osiem więcej biczowania pleców, zdrady i urojonej czułości, odciągamy kopniaki, mimo że same wymierzone są w twarz i żebra.
Ciało jest nieważne, zatracenie się na kuchennym blacie w kuchni nieznajomego, bądź w toalecie publicznej, gdzie w sali obok podają najlepszy kawior, czy piwo, gdy nogi tworzą głowę trójkąta równoramiennego, gdy zgniatają nas trapezy bioder i brudne pantofle, zatracenie to nie jest żadnym zatraceniem, przy zatraceniu duszy, zatraceniu siebie.
Gdy robimy coś wbrew sobie, coś co już jest nienormalnością, nie niemoralnością, jesteśmy nikim, nie wiemy gdzie jesteśmy, nie jesteśmy sobą.

Chcę móc usiąść przy stole z kubkiem zielonej herbaty i powiedzieć, że mogę siebie tanio sprzedać, bo siebie mam.
XXI wiek przynosi nam pokolenie kurwizmu, emocjonalizmu nad przesady i ramiona, kurwią się małe trzynastolatki, duże dziewczynki i starsze kobiecinki, które sprzedają siebie, swoje serca i uczucia, swoje dusze za iluzję. Za iluzję miłości, domu rodzinnego i ramion ciepłych tylko przy grzejniku. Co z tego, że twój mąż co noc sypia z inną, skoro skinie palcem, ty liżesz mu buty, bo mówi ci, że chce, ty tego potrzebujesz, on też.
Dzisiaj prostytucja przeszła na wyższy poziom, sprzedajemy się za iluzję ciepłych słów, nie za pieniądze.


Nie chcę tracić siebie, bo za mało siebie znam, jeszcze wszystko przede mną, nie chcę by ktoś to zdeptał, bo zabraknie mi prawdy.

1 komentarz:

  1. Ja czuję, że zatracając się ciałem zatracam również swoją duszę. a może i nie? bo w sumie czym są te krótkie chwile przyjemności w porównaniu do całej reszty nas otaczającej? tak naprawdę chyba niczym. chyba jednak nie warto się przejmować i po prostu żyć.

    Ivre. (http://ivree.blox.pl/html)

    OdpowiedzUsuń