Obserwatorzy

środa, 9 lutego 2011

wewnętrzna zima.

                Wewnętrzna zima, osiada na skroniach, szroni paznokcie i przebija się uszami, aż do brwi zwichrzonych na wietrze, nie ma wiatru, chyba że mówimy o złudzeniach, tam zamyka się drzwi. Złudzeń  na dzień dzisiejszy brakuje. Nie wiem jak to robię, co robię też nie wiem.
Jestem silna, jestem dumna z siebie, mimo że gdy rozdawali właśnie tą cholerną dumę, ja stałam w kolejce po naiwność, kolana pieką od klękania, każde pieczenie da się uleczyć, zaparzę herbaty rumiankowej, złagodzi ból.  Moja duma na dzień dzisiejszy przybiera inne kształty niż jeszcze miesiąc temu, jeszcze dwa. Moja duma  pachnie świeżym powietrzem, na ile może być świeże powietrze w którym unosi się dym nikotynowy.
Moja duma jest moją dumą, nie moim szczęściem.  
Moim dobrem, nie moją miłością.  

Wracając, moja wewnętrzna zima panuję w moim ciele, oziębia zakamarki, sprawia, że zamarzają drobne żyłki  a śnieżna chmura rozpłakała się nad wątrobą… Moja wewnętrzna zima panuję w mojej głowie, zamroziłam wszystkie myśli,  czasem gdy temperatura wzrasta i wszystko ulega rozmrożeniu, po prostu wkładam głowę do zamrażalnika. Jest mi w nim dobrze, mam wielu towarzyszy w podobnym stanie. Jest tam tak zimno, że moim myślą nawet nie przychodzi na myśl wyjście z mojej głowy, na spacer po oblodzonych pułkach.
Buduję swoje życie na częściach niespójnych, pozostałych z poprzednich chwil, buduję od nowa, całkowicie zdanie po zdaniu, uśmiech po uśmiechu. Przyjmuję nową strategię, na każdej wojnie to się zdarza, mam tylko nadzieję, że nie mam na imię Adolf, bo nie do twarzy mi z wąsikiem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz